MAGDA I RODI
Opinie Klientów
Roadrunner 4, dla przyjaciół Rodi trafił do mnie po wieloletniej karierze sportowej, mając prawie 18 lat. Obecnie ma już 31 i godną, zasłużoną emeryturę, którą spędza na nic nie robieniu. Niestety lata eksploatacji w sporcie oraz nieubłaganie biegnący czas, z roku na rok przysparzają nam coraz więcej kłopotów zdrowotnych. Na co dzień borykamy się z brakami w uzębieniu, a przez to kłopotami z pobieraniem siana oraz wielostawowymi przewlekłymi zwyrodnieniami i zwapnieniami, które pomimo stałej suplementacji, opieki weterynaryjnej i fizjoterapii, dokuczają Staruszkowi najbardziej. Wszystko to spowodowało, iż od około 2-3 lat zaczęły pojawiać się u nas kłopoty brzuchowe – pierwsze grymaszenie na jedzenie, płoszenie się w codziennych sytuacjach, czy nerwy przy zmianach pogody, w końcu kolki bólowe. Ze względu na wiek konia i jego stan zdrowotny, w tym szmery w sercu, diagnoza o wrzodach została postawiona bez przeprowadzania badania gastroskopii, ale wdrożone leczenie przyniosło rezultaty w postaci poprawy kondycji i zachowania konia. To było ponad rok temu. Od tego czasu zmieniliśmy stajnię, przeszliśmy z boksów na tryb wolnowybiegowy, zmieniliśmy sposób karmienia, dietę i wiele innych czynników, by tylko Rodi mógł mieć jak największy spokój, komfort i zapewnione wszystkie swoje potrzeby. Wprowadzona została też pełna suplementacja i profilaktyka lecznicza, by w miarę możliwości utrzymać brzuch “w ryzach”. Niestety tegoroczne lato (pierwsze na wolnym wybiegu) pod względem ilości upalnych dni, a także much, które często nie chciały odpuścić nawet w wiacie – okazało się być dla mojego wrażliwego Seniora zbyt trudne. Pomimo derek, masek a nawet ochraniaczy na owady oraz stałego przyjmowania dodatków wspierających brzuch, ja z dnia na dzień mogłam zauważyć subtelne, ale jednak pierwsze niepokojące objawy stresu i dyskomfortu. Wiedząc do czego może nas to doprowadzić postanowiłam zmienić suplementację i wprowadzić do naszej diety Quus. Wystarczyły niecałe dwa tygodnie podawania preparatu, by nastał upragniony spokój. Skończyło się spoglądanie na brzuch, tupanie nogą oraz ogólne zdenerwowanie, a powrócił “mój” Rodi witający rżeniem każdą kolejną miskę z ukochanym jedzenie. Niespodzianką okazał się też ostatni brak reakcji na przechodzące nagłe i intensywne burze czy ulewy, co pozwala mi z nadzieją patrzeć na również trudną dla koni wrzodowych jesień.


